W mocnych ścianach nadziei.
Komentarze: 10
Dziwne. Ta, która potrafiła pisać i pisać, byle tylko przelać uczucia na papier albo na ekran, już nie potrafi. A może nie chce. A może to tylko brak czasu. Tej wersji się trzymajmy. Tak bardzo pochłonięta nauką ( śmiech wariata ), że nie dostrzega tego, co dookoła.
A może nie chce dostrzegać? A może żałuje. Żałuję, fakt. Tych wszystkich chwil, kiedy to przelałam krew lub łzy za coś zupełnie niewartego niczego więcej jak tylko zapomnienia. Tych chwil żałuję najbardziej. Wśród stereotypów i ludzi bez wiary dążyłam wciąż do jakiegoś nieokreślonego celu. Żeby tylko dalej i dalej. A wszystko to, co mi stało na przeszkodzie nazywałam złem. Płakałam pod wpływem wszystkich i wszystkiego. Swoje własne szczęście potrafiłam zmienić w coś, co potem nazwałam koszmarem. Moja wina. Moja wina.
Ślepa byłam na dobro. Mimo, że posiadałam tak wiele uważałam, że nie mam nic. Mam ich. Choć z każdym dniem jest ich coraz mniej, oni są nadal. Na nich mogę liczyć. A w chwilach zwątpienia mogę wiedzieć, że pomogą mi się przebudzić i ocknąć.
A jak kochałam tak (nie)kocham.
Ale kochałaś [a przynajmniej tak to zdefiniowałaś]. Czyli jednak istnieje. I wierzyć należy. Mieć nadzieję [i tutaj posyłam uśmiech naszej Nadziei. :)]
Nadzieja => Miłość nie istnieje? HA. Ja wierzę :]
Ja mam dzisiaj dzien kontestacji męskiej inteligencji. To odnośnie ostatniej linijki notki Twej bo to się wiąże oczywiście. Bo skąd wszystkie problemy jak z nie-kochania. Ech.. nie rozpisuję się bo jakieś niepożądane oczy mogą wykraść uczucia.
Co do tej naiwności (co u mnie) to ja mam podobnie. I właśnie mi zarzucono że to głupie, niepotrzebne i że ogólnie powinnam dorosnąć. A najgorsze to właśnie usłyszeć coś takiego z ust kogos na kim zależy.. co z tego ze komuś nie zalezy.. co z tego.
Przecież Miłość nie istnieje... ech.
Dodaj komentarz