Archiwum sierpień 2006


sie 22 2006 Wszechmogący księżyc zamigotał i zgasł....
Komentarze: 5

Nie potrafię. Chciałam, ale nie umiem. Pomyślałam, że skoro już mnie nosi, skoro jest tak źle, że chętnie zamieniłabym się miejscem z S., bo przecież ona niczemu winna, to może w końcu uda mi się. Po prostu odetchnąć na moment. Uwierzyć, że jest ktoś obok, komu mogę rękaw zasmarkać i powiedzieć jaka jest rzeczywistość a nie udawanie. Ale już nie potrafię. Krzyczę i płaczę w sobie ale nie czuję, żebym mogła. Nie. I stoję naprzeciw płacząc w sobie a śmiejąc się dla innych. tak lepiej.

Cieszyłam się z obecności. W końcu ktoś, kto zawsze blisko. Byłam zawsze, kiedy powinnam. Kiedy byłam o to poproszona. Sama nie często mówiłam to, co chciałabym. A kiedy już nadchodziły chwile, kiedy upadałam jak kłoda na przedpokoju i płakałam bite trzy godziny, kiedy stojąc na balkonie wyobrażałam sobie swój upadek, kiedy byłam wrakiem człowieka, chodzącym żalem - wtedy prosiłam - bądz. I w odpowiedzi otrzymywiałam, że nic z tego. Nie dziś. I jutro raczej też nie.
A teraz było, że dobrze, że nie ma sprawy. Wyszłam i znów zaczęłam udawać. Osłona stworzona z lekkomyślności, ze współczucia do innych, z braku współczucia dla siebie. osłona przed zbędnym 'dasz radę'. Przed niepotrzebnym pytaniem.  przed światem.

Nie potrafię. Sama siebie uwięziłam. Sama siebie niszczę. I, choć oskarżę o to cały świat - to ja będę przyczyną mojego rozpadu. A rozpadać się zacznę od środka. Od tych 21 g., w które tak uparcie nie wierzę.
I nagle śmierć przyszła. Kilka razy jednego dnia. Aż ma się ochotę stanąć przed tymi durniami co mając wszystko użalają się nad sobą, mówiąc, jak to bardzo zazdroszczą tym, co nie mają nic.

awe_anka : :