Komentarze: 11
Nicość. Zgasły jej naiwne oczy. A co pod naiwnością? Co pod zasłoną wiary i udawanej radości? Ukryta (nie)wiara i gniew. A jednocześnie miłość, której nie da się wydobyć. Bo zbyt duża. I okazać też się nie da. Miłość do wszystkiego i niczego zarazem. I do świata, który choć smutny, to piękny bo prawdziwy. Miłość do każdego liścia i ziarenka odzielnie i nienawiść do każdego człowieka, który choć w niewielkim stopniu zranił ją samą lub kogoś innego. Bo ona bardzo nie lubi patrzeć na cierpienie. Cierpienie ją przenika. To coś więcej niż współczucie. To uczucie tak mocne, że czuje, jak by to ona cierpiała. To powodóje, że łzy napływają do oczu. Mimo, że to nie jej cierpienie. Jej serce jest jak sucha gąbka, która gotowa jest wyssać wszystkie uczucia, które znajdzie w pobliżu i cokolwiek dalej. Wbrew sobie. A nie powiem, bo to boli.
Przyłapana zostałam na płaczu. Przyłapana przez brata. I to kilka razy w ciągu dnia. I przez zupełnie obcą mi osobę. I mimo, że czyjeść oczy skierowały się w moją stronę, łzy nie przestały spływać po policzkach. Płakałam bardziej i bardziej, aż wybiegłam. A patrzące oczy odprowadzały mie do drzwi mojego pokoju, kóre zamknęły się zaraz za mną. Nie potrafiłam się tłumaczyć. Miałam jedynie ochotę śmiać się i wykrzykiwać w jego twarz, że przecież widział mnie w identycznym stanie, gdy w kuchni z dłoni spływała mi krew. Potrafił wtedy tylko głos i rękę podnieść. A teraz odezwało się w nim sumienie. I tak go kocham... Ale są rzeczy, których wybaczyć się nie da. Zostawił mnie samą i pozwolił mi patrzeć na krew i przeklinać Boga za to, że znów opuścił, że znów zostawił.
Odkrywam w sobie beztalencie objawiające się tym, że nic nigdy i w żadnym wypadku. Nic. Beztalencie to taki brak talentu. Pod każdym wzgledem.
Trzeba wciąż prosząc przestać się spodziewać. I kochać trzeba przestać. I wielbić. Veneracje? Caritas? To jednocześnie via no future. Ale jakże miło cieszyć się samym widokiem i mieć nadzieję na zwykłe spojrzenie. To taka naiwność. A ja nie chcę, żeby we mnie zabrakło dziecięcej naiwności. Takiej, jaka pozostaje po latach dzieciństwa tym dziewczetom, co uważają się już za wielce dorosłe a jak anioły fruwające nad wojną w różowych gałganach dziećmi są bardziej niż chociażby ja.